polish | english

URANIA - GALERIA FLORIAŃSKA 22

 URANIA

Wystawa prac Teresy & Andrzeja Wełmińskich

Galeria Floriańska 22

01 - 15 październik 2019

czytaj dalej

DEMON RUCHU CZYLI TEATR GROZY

Katastrofa na oczach widzów

Ludzie w tej sztuce naprawdę znikają w ciemności, przecho­dząc na "tamtą stronę" ze stacyj­ki na Ultima Thule. Nie ma aktor­skich kreacji - cały zespół tworzy atmosferę, aż do przerażającego finału... Sprawcę efektu specjal­nego, jaki zgotowano dla siódme­go fotela w drugim rzędzie, należy zesłać do lunaparku.

...Nad siódmym fotelem kończyły się sklecone na scenie tory diabelskiej ko­lejki; to znaczy moja głowa znalazła się dokładnie między nimi w oczeki­waniu na zmiażdżenie... Ciemność, upiorny gwizd, rosnący w oczach trój­kąt światła... Zgrzyt hamulców dwa metry przed czaszką i... trupy. Serce mam dzielne na szczęście, ale za ja­kie grzechy posadzono tam mnie, a nie miłośnika lektur szkolnych? Za­pamiętam na pewno ten zgrzyt ha­mulców i nabrzmiałą skroń naoczne­go świadka katastrofy z dłonią w słoi­ku po gorzałce.

Demon ruchu

...czyli Teatr Grozy to fragmenty prozy Stefana Grabińskiego, pisarza międzywoj­nia, którego najlepiej czytać w listopado­wy wieczór, gdy leje za oknem i skrzypi źle umocowana rynna. To dobrze, że Te­atr Polski w Bydgoszczy przypomniał twórcę, określanego "polskim Edgarem Poe". Stefan Grabiński żyje już tylko(?) w pamięci tzw. koneserów gatunku i hi­storyków literatury. Zdarza się jednak, że któryś z reżyserów sięga po jego dzie­ło, jak uczynił to krakowianin Andrzej Wełmiński. Ufajmy zatem, że wysiłek je­go oraz zespołu TP docenią bydgoscy lice­aliści, którzy ponoć wyją z braku dzieł ro­dzimej klasyki na scenie.

Towarzysz podróży

Andrzej Wełmiński w latach 1972-1989 był jednym z najbliższych współpracowników Tadeusza Kantora - napisano w programie. Porzuciłem czym prędzej ową wiedzę w foyer. Jednak już na widok strojów postaci, niemal równo umundurowanych, wspomniałem zdanie Mistrza: ,,Każdy mundur jest imperatywem śmierci..." Nieważne, czy to uniform kolejarza, żołnierza, poli­cjanta. Mundur to znak przeznaczenia i rzemiosła ocierającego się o wieczność. Zawiadowca nie wie, że swym gwizd­kiem obwieszcza nieraz śmierć pasaże­rom.

Jest więc "Demon ruchu" w reżyserii Wełmińskiego obrazem o śmierci, zwia­stowanej kolejarską gawędą, objawionej rojem much, punktami sygnalizacyjnych świateł, których tajemnicę zna tylko na­czelnik opuszczonej stacji i wreszcie stu­kotem telegrafu. Śmierć to także piec-lokomotywa władająca losem pasażerów, gwarzenie szyn i w końcu ów szybki, upiorny trójkąt pomarańczowego świat­ła. Niesamowite są te sceny końcowe; ów tłum podróżnych, opowieść o katastrofie, która w końcu stanie się ich udziałem, bo kostucha czuwa tuż za górką rozrządo­wą. I na koniec obraz postaci wśród zmiażdżonych ścian wagonów.

Głowa dyrektora

"Demona" nie należy oglądać z pier­wszych rzędów, bowiem reżyser podał tu rękę malarzowi. Każda zjawa, przedmiot to plama dodawana do pla­my; od topornej kolejowej zwrotnicy, aż po nietoporną pupę Zjawy Cieles­nej (oj, będą znowu gadać w mieście). Raz nerwowo, raz powolnie, aż do katastroficznego fresku. Można w tej sztuce dostrzec i Legera i malarstwo Wróblewskiego. Okrutne w niej po­plątanie substancjalności. Oto na ko­niec Deus ex machina, czyli dyrektor TP Wiesław Górski, zakłada cylinder, który spadł z obciętej głowy ofiary kata­strofy - o mój Boże!...

"Katastrofa na oczach widzów"
Janusz Milanowski
Gazeta Regionalna nr 73
26-03-1996