Teresa i Andrzej Wełmińscy

Autor:
Natalia Zarzecka

Dla mnie, spotkania z Teresą i Andrzejem Wełmińskimi zaczęły się oczywiście poprzez fakt współtworzenia przez nich Cricot 2. Dlatego też w działaniach tego teatru, poszukuję źródeł zrozumienia i poznania ich twórczości.

W moich pierwszych artystycznych skojarzeniach, przez wiele lat pozostawali Matką Helką i Ojcem Marianem, czyli rodzicami Tadeusza Kantora ze spektaklu Wielopole, Wielopole, którego premiera miała miejsce w czerwcu 1980 roku we Florencji. Para Wełmińskich oczekiwała wtedy na narodziny swojego dziecka, Teresa wspomina iż z wielką radością związaną z tym stanem mieszał się niepokój, ponieważ trwały wówczas próby do wspomnianego spektaklu. Gdy wreszcie zdecydowali się powiedzieć o tym fakcie Kantorowi, jego reakcja była następująca: (…)objął mnie tak przyjaźnie i powiedział – „To nic, to bardzo dobrze, to jest bardzo dobry obrót sprawy. To teraz ja tam jestem w środku, bo Ty grasz moją matkę.”[1] Premierowe spektakle, Teresa grała już w zaawansowanej ciąży.

Przyglądanie się relacji, jaka łączyła parę młodych artystów z Tadeuszem Kantorem, ale także z jego żoną Marią Stangret–Kantor, jest moim zdaniem kluczowe dla zrozumienia źródła i sensu działań twórczych Teresy i Andrzeja Wełmińskich. Bez wątpienia swoją formację artystyczną zawdzięczają właśnie tej znajomości.

Pierwszy z Tadeuszem Kantorem zetknął się Andrzej, będąc jeszcze w Liceum Plastycznym. Jako zaciekawiony światem młody człowiek, trafił na spektakl Teatru Cricot 2 Kurka wodna grany w Galerii Krzysztofory. Będąc pod wielkim jego wrażeniem postanowił poznać twórcę tego niezwykłego przedstawienia.

To było jak imperatyw wewnętrzny. Działałem jak w transie. Zapakowałem teczkę swoich rysunków, tych, które wydawały mi się najbardziej radykalne, i wybrałem się do Krzysztoforów. Tu natknąłem się na Stanisława Balewicza, który skierował mnie do samego Kantora. Tadeusz się zainteresował: „Proszę pokazać”. Oglądał moje prace w skupieniu, przy niektórych zatrzymywał się dłużej. Pamiętam, powiedział coś w rodzaju: „Słuchaj, te rysunki przypominają nowy realizm angielski”. W końcu stwierdził, że prace są bardzo dobre i powiedział, że jeżeli chcę, to mogę przychodzić do Krzysztoforów. To oznaczało dopuszczenie do kręgu wtajemniczonych. Przyjaźniłem się wówczas z Romkiem [Siwulakiem], chodziliśmy do jednej klasy. Zaproponowałem, żeby poszedł ze mną i tak to się zaczęło. Bardzo szybko znaleźliśmy się przy tym stole, przy którym siadywała Grupa Krakowska i teatr, i niepostrzeżenie znaleźliśmy się w środku tego wszystkiego. [2]

Niebawem dwaj młodzi uczniowie dołączyli do stałych bywalców piwnicy i pomagali przy różnych pracach teatru, wówczas premierę i planowane tournée zagraniczne miał spektakl z okresu teatru niemożliwego Tadeusza Kantora i kolejna inscenizacja sztuki Witkacego tym razem Nadobnisie i koczkodany. Do Edynburga gdzie planowany był wyjazd nie mogli pojechać m.in. grający szatniarzy Wacław i Lesław Janiccy, dlatego ich rolę w zastępstwie zagrali Stanisław Rychlicki oraz Roman Siwulak, zaś rolę Cygana w zastępstwie Jacka Marii Stokłosy zagrał Andrzej Wełmiński, który w ten sposób rozpoczął swoją teatralną przygodę.

U wejścia czeka dwu dryblasów, którzy terroryzują publiczność rozmaitymi: „W kolejce!”, „Podnieść numerki!”, „Opuścić numerki!”, aż osiągają pożądane zdyscyplinowanie. Gdzie się te wstępne ćwiczenia kończą, a zaczyna tekst Witkacego, trudno powiedzieć. Do „Nie pchać się!”, „Oddanie wierzchniego odzienia do szatni pierwszym obowiązkiem widza” przedstawienia właściwie nie dochodzi. Aktorzy podejmują, jak na próbie, jakąś kwestię wciąż na nowo, powtarzają bez końca jakiś gest: zapijaczony carski oficer wciąż na nowo strzela sobie w łeb i wciąż na nowo zmartwychwstaje, by słuchać z przejęciem grającej mu do ucha muzyki cygańskiej. Wrażenie próby potęguje postać Kantora, który kręci się po scenie, coś tam sprawdza w scenopisie, podnosi sznurki czy wygładza fałdy. [3]

Prezentacja spektaklu w Edynburgu odbywała się na zaproszenie Richarda Demarco, w Poorhouse dawnym domu ubogich. Tworzony przez Demarco program festiwalu, ściągał do Edynburga najlepszych artystów. W tym samym czasie gdy Andrzej Wełmiński stawiał swoje pierwsze aktorskie kroki, równocześnie działania prowadził także Joseph Beuys, który wziął udział w jednym ze spektakli Kantora. Ciekawostką pozostaje fakt, iż drzwi z Poorhouse, na których naklejone były m.in., plakaty zapraszające na spektakle Nadobniś i koczkodanów, zostały wykorzystane przez Beyusa, do stworzenia jego pracy, prezentowanej obecnie w niemieckim muzeum w Monchengldbach. Kantor i Beyus prowadzili w tamtym czasie klasy mistrzowskie, które zachwyciły studentów uczestniczących w letniej akademii zorganizowanej przez Demarco Gallery. Ten rodzaj działalności stanie się w przyszłości tak chętnie realizowany przez Teresę i Andrzeja Wełmińskich.

Niemniej w tamtym okresie, najważniejsze dla Andrzeja Wełmińskiego są jego działania artystyczne związane z działalnością na polu sztuk wizualnych i performatywnych. Przekraczanie granic między dziedzinami sztuki i naginanie ich, staje się sensem tworzonych wspólnie z Romanem Siwulakiem działań i akcji. Debiut artystyczny obu twórców ma miejsce w przestrzeniach Galerii Foksal na zaproszenie Tadeusza Kantora, gdzie występują jako artyści anonimowi (uczniom Liceum Plastycznego nie wolno było wówczas publicznie wystawiać swoich prac). Wcześniejsze happeningi w tym „żółta walizka” zrealizowana w roku 1971, jasno pokazują kierunek zainteresowań obu młodych twórców.

Niemniej kolejnym niezwykle ważnym etapem w rozwoju drogi artystycznej, będzie spektakl Umarła klasa – Andrzej Wełmiński od początku jest w głównej obsadzie. Kantor wybrał pojęcie śmierci, aby teatr znowu zaczął wzbudzać uczucia. Dla człowieka śmierć lub sama myśl o śmierci wywołuje silniejsze emocje niż te, które wynikają ze świadomości życia. W istocie oba te odczucia Ida w parze: nabieramy świadomości życia jednocześnie ze świadomością śmierci. W każdej sekundzie życia mamy nad głową miecz Damoklesa, a wytrzymujemy z tym tylko dlatego, że nasz umysł posiadł strategie ukrywania, dzięki czemu intensywne myślenie o śmierci pojawia się wtedy, kiedy ona tego wymaga. Kantor, przemierzając meandry pamięci burzy te strategie i zmusza do myślenia, do intensywnego odczuwania, aż do granic wytrzymałości. To jest tunel, którym Cię prowadzi, byś zamieszkał w innej przestrzeni, abyś był obecny przez uczucia. [4]

Na jeden z pokazów, Andrzej zaprasza Teresę i w ten sposób także ona poznaje Tadeusza Kantora. Teresa obydwa wtedy praktyki pielęgniarskie na oddziale chirurgii i bardzo emocjonalnie wspomina wrażenie jakie wywarł na niej spektakl: Z jednej strony stykałam się ze śmiercią, jej bezwzględnością przy łóżku pacjenta, a z drugiej słuchałam manifestu „Teatru Śmierci” Tadeusza i jego spostrzeżeń na temat tego faktu. Obcowanie ze śmiercią, tą prawdziwą, dramatyczną, i ze śmiercią, którą Kantor zaprosił do swojego spektaklu jako główną bohaterkę swojej sztuki, było dla mnie bardzo mocnym przeżyciem.[5]

Od tego czasu relacje pomiędzy młodymi Wełmińskimi a parą Tadeuszem Kantorem i Marią Stangret-Kantor, stają się bardzo bliskie. Spędzają wspólnie wiele czasu.

To był szczególny układ, choć byliśmy o tyle młodsi od Kantorów łączyła nas przyjaźń, lubiliśmy ze sobą przebywać. Często odwiedzaliśmy się nawzajem…. Rano spotykaliśmy się w Krzysztoforach, gdzie zawsze toczyły się burzliwe dyskusje, potem szliśmy na obiad, a popołudniu albo my szliśmy do nich albo oni do nas. Rozstawialiśmy się późną nocą. Spędzaliśmy wspólne wakacje w Niedzicy lub Kuźnicy na Helu, na które zapraszali nas Kantorowie. Normalne życie mieszało się ze sztuką. [6]

(…) Kantor dopuszczał do uczestnictwa w swoim życiu. A jego życie to była jego sztuka i wszystko razem mieszało się w jedną wspaniałą całość. Godziny spędzaliśmy na wyszukiwaniu przedmiotów do spektakli, a nawet na ich wykonywaniu.[7]

Za realizowanie wszelkich prac dodatkowych do spektakli Cricot 2, w tym wykonywanie przedmiotów, drobnych obiektów i rekwizytów, a także wyszukiwanie kostiumów, odpowiadają często członkowie teatru. Niemniej na szczególną uwagę zasługuje opowieść o wykonaniu przez rodzinę Wełmińskich – dosłownie – bo także przy wsparciu mamy Teresy –rekonstrukcji kostiumów Marii Jaremy. Kostiumy te wraz z kurtyną jej autorstwa wykorzystywane do pierwszych spektakli Cricot 2, granych jeszcze w Kawiarni Plastyków przy Łobzowskiej, zostały odnalezione w zakamarkach Galerii Krzysztofory przez Tadeusza Kantora. Artysta po dokonaniu tego odkrycia, postanowił przywrócić im ich pierwotną formę. Aktualnie, kostiumy znajdują się w zbiorach Cricoteki, a znaleziona wówczas kurtyna w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie.

Wracając do przyjacielskich stosunków pomiędzy artystami, Maria Stangret-Kantor tak wspomina tamten czas wspólnych wyjazdów wakacyjnych. Tadeusz nie lubił tłumu plażowiczów, a wraz z końcem szkolnych wakacji plaża się wyludniała. Bardzo lubił opalać się i chodzić brzegiem morza, ale dłuższe chwile bezczynności go nudziły. Potrzebował towarzystwa, z którym mógłby porozmawiać na tematy związane ze sztuką. Zapraszałam więc, organizowałam i opłacałam pobyt Andrzeja Wełmińskiego i Romka Siwulaka, aktorów Cricotu, a zarazem młodych malarzy, absolwentów krakowskiej ASP. Później towarzyszyła nam też żona Andrzeja, Teresa. [8]

Podczas ostatniego wspólnego pobytu w Kuźnicy w 1979 roku, tuż przed wyjazdem całego zespołu Cricot 2 na prawie rok do Florencji, powstał słynny tekst Artystyczne warunki udziału aktorów w programie Florenckim. Dokument ten określał bardzo restrykcyjnie warunki zaangażowania od aktorów, wymagające absolutnego zaangażowania w przygotowanie nowego spektaklu. To w tym właśnie spektaklu Wełmińscy wcielili się w rodziców Kantora. Przygotowania do tego wyjazdu były pokłosiem ogromnej popularności Kantora we Włoszech.

W styczniu 1979 roku w jednej z najważniejszych przestrzeni wystawienniczych włoskiej stolicy odbyło się otwarcie wielkiej wystawy L’avanguardia polacca 1910–1978. S.I. Witkiewicz, costruttivismo, artisti contemporanei oraz Le opere di Tadeusz Kantor. I pittori di Cricot 2. Il teatro Cricot 2. Prace Andrzeja Wełmińskiego prezentowane są pośród najważniejszych twórców polskiej sztuki, która wyeksponowano w przestrzeni liczącej łącznie około 3 tysiące metrów kwadratowych, z czego 1600 przeznaczono na prezentację pierwszej ekspozycji, a 400 dla dzieł Tadeusza Kantora oraz artystów z kręgu Cricot 2. Wewnątrz Palazzo delle Espositioni, nad całą powierzchnią ekspozycyjną unosiła się inspirowana polskim konstruktywizmem, kolosalnych rozmiarów struktura z metalowych rurek, zaprojektowana przez awangardowego architekta włoskiego Maurizio Sacripantiego. (…) metalowa struktura, most zawieszony pomiędzy kolumnami a monumentalnym atrium Palazzo delle Esposizioni otwiera jak baner wystawę „Awangardy polskiej”, jak fantastyczna rekonstrukcja czarnej dziury, jak ogromna wstęga Möbiusa (…). Funkcjonalna aranżacja Sacripantiego nie tłamsi obiektów, ale jawi się jako struktura powstała wprost z inspiracji prac prezentowanych na wystawie (…)[9]. Imponującym elementem aranżacji były też proste kratownice, do których przymocowano obrazy. Polskim widzom mogły one przypominać metalowe siatki znane z szatni „szkół tysiąclecia”, natomiast w przestrzeni Palazzo razem z podwieszoną strukturą dawały wrażenie wysmakowanej architektonicznej całości. Poszczególne bloki wystawy anonsowane były przez przezroczyste tablice z nazwami prezentowanych ruchów artystycznych lub twórców („Konstruktywiści”, „Witkiewicz”, „Cricot 2”, „Kantor”).

Pokaz prac Kantora oraz artystów z kręgu Cricot 2: Marii Jaremy, Marii Stangret-Kantor, Zbigniewa Gostomskiego, Kazimierza Mikulskiego, Andrzeja Wełmińskiego i Romana Siwulaka oraz Tadeusza Kantora zrealizował Konstanty Węgrzyn. Ta część, rzymskiej prezentacji, posiadała osobny katalog. Wystawa pojechała następnie do Mediolanu, gdzie prezentowana była w Palazzo Reale przy okazji występów Cricot 2 z Umarłą klasą organizowanych przez Centro delle Richerche Teatrali. Kolejne odsłony wystawy odbyły się jeszcze m.in. przy okazji otwarcia Cricoteki w 1980 roku oraz podczas wznowienia i polskiego pokazu cricotage’u Gdzie są niegdysiejsze śniegi w warszawskiej Stodole w roku 1983, który to cricotage miał swoją premierę podczas wystawy w Rzymie.

W Gdzie są niegdysiejsze śniegi Kantor po raz pierwszy w historii Cricot 2 nie używa tekstu Witkacego i buduje spektakl bez jakiegokolwiek pierwowzoru literackiego. Pozostaje jedynie ślad, jakim jest sam tytuł cricotage’u, będący cytatem z Ballady o paniach minionego czasu z Wielkiego Testamentu Françoisa Villona. Ten sam cricotage zapowiada także kolejne przedstawienie, którego premiera odbędzie się niedługo potem we Włoszech.

Wielopole, Wielopole powstało we Florencji i pod wieloma względami było przełomowe tak dla całości dzieła Kantora, jak dla dziejów Teatru Cricot 2. Spektakl po raz pierwszy nie opierał się na żadnym stworzonym wcześniej tekście, został napisany w trakcie prób przez reżysera, który zbudował na go na własnych i członków zespołu Cricot 2 wspomnieniach. Otwierał ostatni etap w twórczości Cricot 2, wszystkie kolejne produkcje zespołu były realizowane jako projekty międzynarodowe. Teresa i Andrzej Wełmińscy grali we wszystkich kolejnych realizacjach. Kantor obsadzał Andrzeja w rolach znaczących mocnych osobowości artystycznych kolejno: Wita Stwosza (Niech sczezną artyści) właściciela knajpy konstruktywistycznej (Nigdy tu już nie powrócę) czy wreszcie Wsiewołoda Meyrholda i autoportetu Tadeusza Kantora (Dziś są moje urodziny). Teresa zaś, grała mistyczne postaci kobiecych niejednoznacznych postaci od Markietanki w Umarłej klasie, przez Anioła śmierci w Niech sczezną artyści po Infantkę w Dziś są moje urodziny.

Spośród wymienionych powyżej ról Andrzeja Wełmińskiego, szczególnymi względami obdarzam postać Wsiewołoda Meyerholda. Miałam bowiem przywilej wspólnie z nim, jego żoną Teresą oraz uczestnikami zorganizowanego przez Cricotekę w 2005 roku w ramach Sezonu Polskiego w Moskwie poświęconego Tadeuszowi Kantorowi wydarzenia, odwiedzić Muzeum Mieszkanie Wsiewołoda Meyerholda. Doświadczenie zmieszania realności sztuki, historii i teraźniejszości pozostawiło we mnie jedno z najtrwalszych wspomnień. Przeplatanie się życia i sztuki, budowanie działań artystycznych w oparciu o własne przeżycia i przede wszystkim fascynacje artystyczne – to cechy, o których w swojej twórczości tak często mówią Wełmińscy. Wybrzmiewające w ich wspomnieniach z okresu pracy z Kantorem zdania, stają się najważniejszym ich znakiem rozpoznawczym.

Po zakończeniu działalności Cricot 2, Wełmińscy mieli nadzieję, na utrzymanie wspólnoty zespołu i podejmowali próby realizacji kolejnych spektakli. Moje spotkania z tymi realizacjami to Mineło, minęło i tak przeminą wszystkie historie… w 2007 roku, gdzie dla mnie, jako badaczki dzieła Kantora, oglądającej wielokrotnie dostępne zapisy filmowe Wielopola, Wielopola – sceny wplecione w spektakl prezentowany na małej scenie Teatru Słowackiego odtwarzające sceny z florenckiego spektaklu, pozwoliły zbliżyć się do przeżycia scenicznego najbliższego dziełu Kantora z 1980 roku.

Liczne spotkania w trakcie sympozjów, konferencji i wystaw organizowanych przez osoby, które kiedyś zapraszały także Kantora, dawały mi możliwość oglądania i słuchania Wełmińskich. Prace Andrzeja Wełmińskiego znalazły się na wystawie Cricoteki, Biel kolorem śniegu przypominającej wielką włoską wystawę z 1979 roku. Na rekonstrukcji tego wydarzenia pokazane zostały prace z tamtego okresu, a w archiwum Cricoteki odnalezione zostały rysunki, niejako miniatury tych prac. Przy tej okazji bardzo wnikliwą analizę prac Andrzeja Wełmińskiego i innych artystów malarzy – artisti pittori napisał Rafał Solewski. Wreszcie to wystawą and will happen again Teresy i Andrzeja Wełmińskich, zainaugurowaliśmy w 2021 roku nową tradycję, prezentacji prac artystów z kręgu Cricot 2, dokładnie 8 grudnia w rocznicę śmierci Kantora. Wystawa i towarzyszący jej performance powstały na zaproszenie Triteste Contenporanea, dla którego działała Gabriella Cardazzo, admiratorka prac Wełmińśckich i Kantora.

Byłam także uczestniczką premiery spektaklu Pages from the Book, wieńczącego cykl zajęć Teresy i Andrzeja Wełmińskich w Rose Bufford Collage, pokazywany był na Fringe Festiwal w Edynburgu oraz wielu innych miejscach. Ja miałam przywilej sprowadzić kolejną z odsłon tego spektaklu do Krakowa. Zaś w nowej siedzibie Cricoteki, mogłam zaprosić parę artystów do zrealizowania serii warsztatów z młodymi adeptami jak i pokazów innych ich prac teatralnych realizowanych w różnych częściach świata. Oglądanie tych realizacji wciąż przywodzi mi na myśl, powtarzające się w ich twórczości znaki rozpoznawcze. Korowody postaci, podejrzanych indywiduów jak ze spektakli Umarła klasa, Wielopole Wielopole, Niech sczezną artyści czy obrazów Wojtkiewicza, pojawiających się w działaniach z adeptami w ramach warsztatów teatralnych. Wierność i wiara w sztukę, zgłębianie materii sztuk, przypominanie czy wręcz ukazywanie fascynujących dzieł, postaci, teorii i tekstów – każda niemal realizacja – to spotkanie z osobistymi przeżyciami i przemyśleniami pary artystów. Często wplatają oni w działania akcyjne spektaklu, bieżące wydarzenia i aktualne problemy współczesności i codziennej realności. Tak jak przy okazji warsztatów w Cricotece, włączyli oni odnośniki do strzelaniny i masakry na plaży w Tunezji  także podczas realizacji wystawy w Galerii Starmacha, gdzie wchodząc pomiędzy łany traw Miskanta Olbrzymiego widzieliśmy migrantów z pogranicza polsko–białoruskiego.

Będący w nieustannym ruchu, realizując swoje warsztaty w wielu krajach i pracując jako wykładowcy na wielu uczelniach, Wełmińscy oddają swoim uczniom, uczestnikom warsztatów i nam publiczności wszystko to czego sami doświadczają. Dzięki temu, ich twórczość jest tak ważna, bo wyrasta z prawdy i autentycznej pasji dzielenia się tym co artystom najbliższe.

Jak wspomina ten czas Teresa Wełmińska:

Odbywaliśmy tournée po całym świecie, bywaliśmy w muzeach, oglądaliśmy wiekopomne dzieła, a potem słuchaliśmy refleksji Tadeusza. Opowiadał o postaciach namalowanych przez wielkich malarzy, które nieraz stawały się wzorem obrazów, figur w jego spektaklach. Posługiwał się nimi, by tworzyć inne obrazy, bezcenne. Toczył dialog. Wtedy zaczęłam rozumieć, co znaczy dialog w sztuce, dialog z osobami już nieżyjącymi, ich twórczością. To kontynuowanie tamtego życia, ducha, ich sztuki po czas współczesny. Sądzę, że prawdziwa sztuka nie bierze się z niczego, ma swój początek w przeszłości, nieraz bardzo zamierzchłej, i jest kontynuowana poprzez czas teraźniejszy w przyszłość. Wysyła sygnały, które są odczytywane lub będą odczytywane przez kolejnych twórców, i na tym polega nieśmiertelność sztuki.[10]

 


[1]     Teresa Wełmińska, w Zostawiam światło bo zaraz wrócę. Tadeusz Kantor we wspomnieniach swoich aktorów. Redakcja Jolanta Kunowska, Cricoteka Kraków, 2015, str. 545

[2]     Andrzej Wełmiński, w Zostawiam światło bo zaraz wrócę. Tadeusz Kantor we wspomnieniach swoich aktorów. Redakcja Jolanta Kunowska, Cricoteka Kraków, 2015, str.553

[3] Artur Sandauer, „Ogniem i mieczem. Awangarda i awangarda”, Kultura, Nr 20, 1973.

[4] I. Tejeda [w:] Tadeusz Kantor – Umarła klasa”, katalog wystawy w Państwowej galerii Sztuki w Sopocie, 2004.

[5] Teresa Wełmińska, w Zostawiam światło bo zaraz wrócę. Tadeusz Kantor we wspomnieniach swoich aktorów. Redakcja Jolanta Kunowska, Cricoteka Kraków, 2015, str. 545

[6] Andrzej Wełmiński, w Zostawiam światło bo zaraz wrócę. Tadeusz Kantor we wspomnieniach swoich aktorów. Redakcja Jolanta Kunowska, Cricoteka Kraków, 2015, str.  557

[7] Teresa Wełmińska, w Zostawiam światło bo zaraz wrócę. Tadeusz Kantor we wspomnieniach swoich aktorów. Redakcja Jolanta Kunowska, Cricoteka Kraków, 2015, str. 542 i 543

[8] Maria Stangret, Malując Progi, Cricoteka, Kraków 2015,  str. 160

[9]. Giovanni Tomassetti, Origine ed evoluzione delle strutture museali. L’architettura del museo a Roma, Sapienza Università di Roma, Roma 2009, str. 188

[10] Teresa Wełmińska, w Zostawiam światło bo zaraz wrócę. Tadeusz Kantor we wspomnieniach swoich aktorów. Redakcja Jolanta Kunowska, Cricoteka Kraków, 2015, str. 545


 

Natalia Zarzecka – menadżer kultury, kurator wystaw i muzealnik. Od 2004 dyrektor Ośrodka Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora CRICOTEKA.