And will happen again

Żródło:
Kamil Kuitkowski

Dobrze znamy drobne, czasem mimowolne iteracje rzeczywistości: małe drgnięcia, codzienne rytuały, wypełniacze językowe powtarzane zbyt często, piosenki puszczane w nieskończonej pętli, seriale telewizyjne oglądane od nowa zaraz po zakończeniu ostatniego odcinka, wspomnienia, które niespodziewanie wtargają z mocą niszczącą realny świat, powracające uczucie déjà vu. Najbardziej ekscytujące są jednak te małe pętle ze swoimi drobnymi aberracjami: usterkami, trzaskami, błędami niemal niezauważalnymi. W cyfrowym świecie takie momenty są niezwykle rzadkie, ale w analogowym uniwersum taśm magnetofonowych i płyt winylowych dobrze pamiętane. Szumy, które generowały, według niektórych, zawierały nawet wiadomości z zaświatów.

and will happen again, autorstwa Teresy i Andrzeja Wełmińskich, zamyka tegoroczny program Cloakroom, badający mniej lub bardziej widoczną obecność estetyki Tadeusza Kantora w twórczości współczesnych artystów różnych pokoleń. To dzieło głęboko zakorzenione w przeszłości. Dwoje artystów podąża ścieżkami wytyczonymi przez Kantora, eksplorując przestrzenie między sztukami wizualnymi a teatrem. Powstałe na przecięciu tych dziedzin dzieło and will happen again, okazuje się być ani wystawą, ani spektaklem. Napięcie wprawia w ruch zaklęty krąg, czyniąc wieczny powrót — to samo zdarzenie bez końca — możliwym.

Wykonana z najtańszych materiałów — tektury, papieru pakowego, pudełek — instalacja Wełmińskich przetwarza „rzeczywistość najniższego rzędu”. Z tych materiałów stworzono przeskalowaną „biedną zabawkę”, przypominającą te obserwowane w witrynach sklepowych w grudniu, krążące wokół choinki. Mały silnik ciągnący wagonik po namalowanych torach kolejowych stanowi tło i rekwizyt w performatywnej akcji przedstawionej na towarzyszącym filmie. Całość wydaje się porzucona i uwięziona w procesie wiecznego trwania. Jednak ta nieprzerwana pętla, trwająca od nieznanego momentu, zaczyna trzeszczeć w swej wieczności niczym stara płyta. Znane nam porządki zostają zachwiane, jakbyśmy uczestniczyli w osobliwym, szalonym i ostatecznym karnawale. To, co należy do przeszłości, staje się także przyszłością, zabawka rozrasta się do rozmiarów dorosłych, a dorośli są jednocześnie dziećmi. To, co martwe, okazuje się żywe, a to, co ma być odsłonięte, pozostaje ukryte. I na odwrót.

Z tej perspektywy koniec nigdy nie jest końcem. Epilog jest jednocześnie prologiem. Nie bez przypadku and will happen again otwiera się w rocznicę śmierci Kantora, będąc jednocześnie przeciwieństwem śmierci. I również nieprzypadkowo tytuł dzieła Wełmińskich został zaczerpnięty z serialu science fiction, który, wydawałoby się, estetycznie jest bardzo odległy od ich pracy. „To już się wydarzyło i wydarzy się ponownie” to zdanie pochodzące z przyszłości w kosmosie widzianej w telewizji, zmagającej się z niemal tymi samymi problemami cywilizacyjnymi, z którymi mierzymy się dziś. Ale jak dowiadujemy się w ostatnim odcinku serialu, to, co widzieliśmy, jest naszą przyszłością. Pętla się zamyka. Wszystko powtarza się w nieskończoność, ale za każdym razem w nieco innej formie. Wydaje się, że warto obejrzeć to jeszcze raz.