Szklane fotografie – O wystawie Andrzeja Wełmińskiego

Żródło:
Andrzej Zygmuntowicz

Już pierwsze spojrzenie na prace Andrzeja Wełmińskiego wzbudza u widza delikatny niepokój. Bo w nich wszystko jest nieoczywiste, nie wiadomo do końca z czym tak naprawdę ma się do czynienia. Są to fotografie ale i nie tylko fotografie, bo wokół samej fotografii jest jeszcze szkło, tkanina, metal, farba. Wszystkie elementy przenikają się nawzajem i łączą tworząc intrygującą ale też niepokojącą plastycznie całość. A same zdjęcia są niemal klasyczne jak z księgi pamiątkowej lub albumu rodzinnego. Na każdym dominuje postać znajdująca się w centrum kadru, mało szczegółów dookoła niej, tło zwykle niezauważalne. Ale na tym kończą się podobieństwa ze zdjęciami z albumu, bohaterowie zdjęć nie uśmiechają się jak familianci, mało tego nie zawsze są rozpoznawalni, stoją bokiem, cień zakrywa ich twarz. Są widoczni ale mało czytelni. Gubią się i zanikają, jak obrazy dawno niewidzianych lub już nieobecnych bliskich w naszej pamięci.

Autor używa rozmaitych technik kojarzących się trochę z dawnymi technikami pochodnymi mokrego kolodionu jak ferrotypia (emulsja fotograficzna naniesiona na metalową płytkę) czy ambrotypia (emulsja naniesiona na szkło). Nie są to tak do końca te dawne techniki ale podobieństwo jest wyraźne. Nie bez powodu jest to nawiązanie do czasu dawnego. Cała wystawa to takie pokruszone lustra pamięci, niektóre już dość dawne inne całkiem świeże. To opowieści o bliskich  krewnych lub znajomych których nie ma już w pobliżu. Jedni odeszli inni odsunęli się. Ich obrazy w pamięci zmieniają się z czasem, są mniej wyraziste, gubią się szczegóły a przedmioty które były wokół nich całkowicie znikają. Trudno opowiada się o zanikaniu czy tylko delikatnym rozpływaniu się wspomnień. Chciałoby się by chociaż niektóre trwały w takim kształcie i w takim nasyceniu informacjami i szczegółami jak w dniach rozpamiętywanych wydarzeń. Ale czas w nieubłagany sposób urywa z pamięci kolejne fragmenty inne płowieją tracąc wyrazistość i moc. Zdjęcia na popękanym i potłuczonym szkle, z nierównomiernie nałożoną emulsją są takimi pokruszonymi lustrami pamięci ale i pozostałe prace nawiązują do tych potłuczonych luster. Obraz jeszcze trwa ale pojawiły się już ubytki, rozwarstwienia, wyblakłości. Zapominamy, nawet gdy bardzo chcemy pamiętać. To dzieje się samo, bez naszego przyzwolenia, wbrew naszej woli.

Wełmiński wspiera  głębokie przesłanie zawarte w swoich pracach dopasowanym do niego rozbudowanym warsztatem plastyczno fotograficznym. Z dużą łatwością łączy fotografię z elementami malarskimi i rzeźbiarskimi wzmacniając w ten sposób działanie samego obrazu fotograficznego. A obrazy intrygują ale też zmuszają do refleksji o bliskich, których możemy już nie spotkać i o czasie, który może częściowo zbałamuciliśmy. Warto całym sobą przeżywać dany nam czas i cieszyć się spotkanymi ludźmi by mieć poczucie spełnienia a wtedy nawet ułomność naszej pamięci powodująca gubienie fragmentów lub nawet większych części nie będzie tak doskwierająca.


Tekst ukazał się również w książce Mieczysława Porębskiego pt. Spotkanie z Ablem